Kolejny raz w Amsterdamie.
W maju bieżącego roku spadł mi z nieba, zaraz za ekranem monitora, mój przyjaciel Tomek.
Tomek mieszkał w Holandii wraz ze swoją żoną Anią już jakiś czas, i w pewnym momencie swojego życia stwierdzili że najwyższy czas na jakąś zmianę. I wcale im się nie dziwię. Holandia to dość ponury kraj. Ponury pod względem pogody. Ponury na tyle, że nawet wiele różnych substancji, które się tam wszystkim podsuwa dookoła nie są w stanie poprawić humoru na tyle i w taki sposób, w jaki może to zrobić kilka miesięcy słońca. Bo w Holandii w miarę stała, słoneczna pogoda występuje przez dwa, może trzy miesiące w roku.
Tym samym nie dziwię się moim przyjaciołom, że pomimo możliwości przebywania w tak sławnym i cenionym turystycznie miejscu jakim jest Amsterdam, a o nim będzie ten reportaż, po prostu stamtąd czmychnęli.
Stolicę Holandii odwiedzam trzeci raz. Tomek przy okazji przeprowadzki potrzebował kompana, który pojedzie z nim z Polski do Holandii, zapakuje dobytek na samochód a później wróci z nim z powrotem do kraju. Wybór padł na mnie, co oczywiście niesłychanie mnie ucieszyło. Wycieczka miała trwać 3 dni. Droga do – jeden dzień na odpoczynek – powrót. Dla mnie idealnie. Do tej podróży od początku podchodziłem od strony fotograficznej. Uwielbiam fotografować miasta.
Mimo tego, na dzień przed wyjazdem pojawiło się w mojej głowie kilka pytań, które zachwiały moją fotograficzną równowagą.
– ile możesz zrobić zdjęć w ciągu jednego dnia?
– zrobisz dobry materiał w tak krótkim czasie?
– co jak zepsuje się na maksa pogoda?
– a jak tylko stracisz trzy dni z życia i nie będziesz zadowolony?
Z doświadczenia wiem, że takie pytania albo pchną Cię do przodu albo sponiewierają i zostaniesz z niczym. Kilka głębokich wdechów, wiara w siebie i racjonalne odpowiedzi podniosły mnie na duchu i sprawiły że z uśmiechem na ustach wybraliśmy się z Tomkiem w sobotę, 15 maja w 16-godzinną podróż.
Wyruszamy o 7 rano i kierujemy się na Autostradę A4. Po półtorej godzinie drogi samochód zaczyna odmawiać nam posłuszeństwa. Traci moc co w konsekwencji stawia wyjazd pod znakiem zapytania. Znajdujemy więc warsztat, mechanik podpina auto pod komputer, kasuje błąd i doradza w jaki określony sposób możemy dojechać sprawnie w jedną i drugą stronę. Ruszamy.
Województwo opolskie i dolnośląskie to jedno wielkie pole rzepaku i pszenicy. To pierwsze kwitnie w maju a to drugie jest wtedy w „fazie liścia flagowego”.
W Amsterdamie jestem trzeci raz. Dwa poprzednie wypady były czysto turystyczne, zorganizowane przeze mnie.
Za pierwszym razem wracając po dwuletnim pobycie w Anglii zdecydowałem się zobaczyć kilka krajów i ich stolic. Jednym z nich był właśnie Amsterdam. Spędziłem tam jakieś 24 godziny, nocowałem w centrum miasta w multiroomie, który udało mi się zarezerwować po drodze tego samego dnia za symboliczne, jak na to miasto, 10 euro.
Za drugim pojawiam się tam również dzięki Tomkowi. Korzystam z jego zaproszenia i spędzam tam 4 dni.
Lubię różnorodność, dlatego staram się za każdym razem zobaczyć coś innego. Tym razem pada na dzielnicę Zuidas. Nowoczesną, biznesową dzielnicę Amsterdam, która występuje również pod nazwą New Amsterdam. Znajduje się tylko 5 kilometrów od centrum, a że pogoda zaczyna mi szczerze sprzyjać, robię sobie szybki spacerek. Po drodze spotykam manifestację i mniejszą kontrmanifestację. Nie wiem czego dokładnie dotyczył ten spór. Wnioskując po flagach, domyślam się tylko mniej więcej o co może chodzić. Obserwuję z boku i pędzę dalej.
Jestem zachwycony ze swojej wizyty w tym miejscu. Nowoczesna architektura jest tym, co moje fotograficzne oko uwielbia. Przechadzam się niespecjalnie się spiesząc. Na Zuidzie spędzam półtorej godziny. Jest 18, i widzę, że pogoda na prawdę zaczyna mi sprzyjać. Robi się słonecznie, czego nie oczekiwałem, a co napawa mnie optymizmem. Zadowolony, czym prędzej wracam do centrum. Trochę tramwajem, trochę na nogach. Za mną już przeszło 8 godzin włóczenia się. Na dodatek, w głowie widzę już kadr pewnego dość popularnego wśród fotografów i turystów miejsca. Dwa lata wcześniej zdjęcie wyszło mi tam takie… szare, bure i ponure. Jak ktoś śledzi mojego instagrama, verysubjectively, będzie mógł odszukać wyżej opisane zdjęcie i porównać je z aktualnym. Ciekawe, czy znajdzie się jakiś bystrzak i da poprawną odpowiedź w komentarzu.